18 Maj 2014

Start w II Półmaratonie Białostockim był jednym z priorytetów biorąc pod uwagę udział w zawodach, jakie zaplanowałem na ten sezon. I na wstępie powiem, że się nie zawiodłem - zarówno na sobie, jak i... organizatorach. Mając w pamięci wpadkę z zeszłego sezonu, gdzie do dziś mówi się o najdłuższym półmaratonie w Polsce, wszyscy liczyli, że w tym roku tego typu potknięć już nie będzie. I nikt się nie przeliczył. Lecz od początku...

 Już kilka miesięcy wcześniej akcja reklamowa Bialystok Półmaraton ruszyła pełną parą. Informacje na temat zapisów można bylo znaleźć w internecie, mediach, na billboardach oraz w gazetach - również tych ogólnopolskich (m. in. w miesięczniku "Bieganie"). Ten zabieg sprawił, że chętnych było z dnia na dzień coraz więcej i limit tysiąca osób wypełniił się już sporo czasu przed zawodami. Organizatorzy więc podjęli decyzję o zwiększeniu limitu do 1100 osób, dzięki czemu niezdecydowani oraz spóźnialscy mieli jeszcze szansę zapisać się na bieg. Fajną inicjatywą były treningi, które odbywały się cyklicznie co tydzień i prowadzone były przez profesjonalnych trenerów. Uczestniczyło w nich wiele osób, które nie kryły satysfakcji z dobrze przepracowanego okresu przygotowawczego do półmaratonu. Także obecność na trasie dwóch czarnoskórych biegaczy z Kenii dodała kolorytu :) i rangi zawodom, gdyż nie od dziś wiadomo - gdzie Kenia i Etiopia, tam rekordy tray i zażarta walka o zwycięstwo. Biuro zawodów chyba już tradycyjnie zorganizowane zostało w Pałacu Branickich. Nie obyło się też bez Pasta Party, lecz w zgodnej opinii większości zdecydowanie lepiej sprawdziłby się posiłek regeneracyjny po biegu, aniżeli podany dzień wcześniej makaron z sosem.

Nadszedł wreszcie dzień zawodów z rekordowa liczbą biegaczy (wystartowało w sumie 938 osób) na dystansie półmaratonu.

Na starcie obok półmaratończyków miejsce zajęły także osoby zmagające się z trasą o długości 5,5 kilometra. Wcześniej, zgromadzeni w okolicach Pałacu Branickich kibice i zawodnicy, mogli dopingować młodych adeptów biegania rywalizujących w biegu Małego Europejczyka na 500 i 800 metrów. Warto dodać, że liczne grono Pędziwiatrów stanowiło około 7% ogółu startujących w półmaratonie, co jest niewątpliwie powodem do dumy biorąc pod uwagę fakt, że klub istnieje około 9 miesięcy. Jak liczna jest nasza grupa niech świadczy poniższe zdjęcie zrobione chwilę przed startem na schodach Teatru Węgierki.


Pogoda tego dnia była niemalże idealna, temperatura około 16-18 stopni, lekki wiatr, ale co najważniejsze - bez opadów deszczu. Wreszcie nastąpiła godzina 10 i strzał startera. Założeniem moim było zejście poniżej 1h28min, co dawałoby mi rekord życiowy. Tak też zacząłem, tempo około 4'15"/km przez pierwsze 5 kilometrów dawało nadzieję, że się uda. Od samego startu towarzyszył mi Wojtek Suchocki - ambasador marki "Augustowianka" :). Na wysokości skrzyżowania Branickiego ze Świętojańską w kierunku Legionowej dogoniło nas dwóch Pędziwiatrów - Kamil Al-Ghazali i Przemek Sajewski. Rzuciwszy zapytanie na jaki czas biegną i usłyszawszy zadowalającą mnie odpowiedź - postanowiłem ruszyć z nimi. W końcu w kupie siła :) Ciągnęliśmy wszyscy razem przez niemalże całą trasę.

Pierwszy lekki kryzys nastąpił w okolicach 14 kilometra. Dość szybkie tempo spowodowało konieczność uzupełnienia węglowodanów w postaci żeli energetycznych. Od tego momentu wszystko było z górki - dosłownie i w przenośni. Mówię tu o odcinku Kopernika w kierunku tunelu Nila i Hetmańskiej. Tak jak Kamilek zaczął mi uciekać, tak dość szybko doścignąłem go i gnaliśmy razem aż do wiaduktu na Dąbrowskiego. Średnie tempo z pięciu kilometrów wyszło 19min21sek, więc chyba nieźle... Najcięższy moment biegu? Podbieg właśnie na Dąbrowskiego pod silny wiatr - nie dość, że wychłodził organizm, to spowodował jeszcze, że nogi zrobiły się jak odlewy z betonu. Dalej nie było łatwiej.

Przemysław zaczął mnie wyprzedzać na Lipowej, wziąłem go jeszcze na Grochowej, lecz później zabrakło mi pary i... był przede mną aż do końca. Ostatnie 30 metrów biegu przebyłem tanecznym krokiem, a przekroczywszy linię mety ucałowałem zegar, który wskazywał 1h25min43sek, a więc życiówka lepsza niż zakładałem. Jestem pewien jednego - gdyby nie Kamil i Przemek - nie osiągnąłbym tego. Dzięki Panowie!


Kwintesencją wszystkiego było otrzymanie medalu, który traktuję jako najważniejszy ze wszystkich moich półmaratonowych. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze: życiówka zrobiona w moim ukochanym mieście. Po drugie: już jak się zapisywałem na Półmaraton Białystok deklarowałem, że biegnę dla mojej ukochanej, nowonarodzonej córeczki Alicji, która przyszła na świat w lutym. Jak obiecałem tak zrobiłem! Moja córeczka ma już 12 tygodni i już trzyma kciuki za tatusia w kolejnych startach :)

 Dawid Żamojtuk

Kontakt

ul. Grochowa 11/13
15-423 Białystok
tel.: 795 765 999