"Półmaraton Barcelona 2014" - relacja Heńka
„Veni, vidi , vici”
Tak mało czasu, tak wiele do zobaczenia, cel główny - życiówka w półmaratonie.
Hiszpania zgodnie z oczekiwaniami powitała nas pogodnym niebem i letnią temperaturą.
Piątek wieczór: spacer po zakwaterowaniu w hotelu, magiczna atmosfera wąskich uliczek, niezliczonej ilości kafejek, restauracji.
15.02.2014 (sobota): Wczesny poranek, puste ulice, katalończycy jeszcze śpią. Zaczynamy zwiedzanie od Parc Guell . Odniosłem wrażenie, że architekt Gaudi to nawiedzony artysta z marzeniami dziecka.
Sagrada Familia - tu nie mogę nic opowiadać to trzeba zobaczyć! Żadna prezentacja nie odda uroku jaki jest w rzeczywistości.
Kolejne punkty dnia to: ul .Diagonal, Passeig de Gracia, plac Catalunya, Rambla, Mercat de la Boqeria, Barrio Gotic . Wszystko zachwyca ! Aby dotrzeć do tak wielu miejsc przemieszczamy sie metrem , które jest, notabene, doskonale zorganizowane. Przesiadki na inną linię bez kasowania dodatkowego biletu, pociągi co 5 minut.
Obiadokolacja to sprawdzony posiłek przygotowany we własnym zakresie. Na szczęście jest dobrze wyposażona kuchnia .
Dla ciekawskich :makaron z sosem (1 kg. łososia wędzonego, śmietana 30% 0,5 l do sosów, pieczona zmiksowana papryka 0,5 l, czosnek, koperek).
Wieczorem ogromne zmęczenie jak po ostrym bieganiu, ale został istotny punkt zwiedzania i jedyna szansa na fontanny. Magiczne miejsce z muzyką wieczorem, konieczny relaks przed biegiem, oj warto zobaczyć i posłuchać. Odchodzimy po utworze Barcelona, Freddie Mercury and Montserrat Caballe.
Niedziela, 16. 02. 2014 - godz. 08:45 - START
Tego dnia długo nie zapomnę. Od początku czułem się świetnie, pogoda była idealna a nasze nastawienie jeszcze lepsze.Rutynowa rozgrzewka w parku przy strefach startowych. Start i meta w jednym miejscu. Miałam przeczucie, że będzie to wyjątkowy dzień ! Plan jest jeden - poniżej 1:40
Nasze panie robią za cheerleaderki tak głośno, że paparazzi je fotografują.
Pobiegliśmy z kolegą Jackiem w grupie 1:30 -1:40
Jacek z zegarkiem pilnuje tempa, a ja jak zwykle na żywioł z zegarem biologicznym.
Niebagatelną zaletą była szybka trasa. Wiodła ona głównie szerokimi ulicami miasta (bardzo dużo ulic jest tam jednokierunkowych i mają po 3-4 pasy), w żadnym miejscu nie było za ciasno. Bardziej wąsko było pod koniec, ale wtedy stawka jest już rozciągnięta i nie ma problemu.
Wszystko dobrze zorganizowane, równe ulice, mało nawrotów, ciężkich podbiegów. Pierwsze 5 km za wolno tracimy 10 sekund biegnie się ciężko, 6 km przełamanie nadrabiamy zaległości, a nawet zyskuje cenne sekundy. Kolejne kilometry wszystko idzie dobrze, a nawet lepiej mijamy kolejnych zawodników, łącznie od startu ok. 500 rywali.
Na większości ulic kibiców brak. Po sobotniej nocy wszyscy śpią, ruch samochodowy w oddali znikomy, możemy delektować się widokiem miasta. Pojedyncze kwitnące krzewy, klementynki czerwienia się na drzewach już zielona trawa a na bulwarach nadmorskich , orzeźwiający zapach bryzy morskiej.
Bez względu na to, kto biegł, ludzie robili hałas. Krzyczeli, bili brawo, cieszyli się.
Do tego bardzo dużo muzyki. Oprócz zespołów były i bębny. Dużo bębnów! Naliczyłem cztery punkty, w których bębniarze zagrzewali do biegu, a to naprawdę działa i motywuje.
Osiemnasty kilometr, to już niezły hard kor! Najszybciej zaliczony kilometr zmierzamy do mety, już nic i nikt nas nie zatrzyma !
Meta - radość ukończenia ! Już wiadomo życiówka poprawiona i to bardzo. W oddali słychać o rekordzie świata, jak się okazało kenijka Florence Kiplagat pokonała półmaraton w Barcelonie w 1:05.12 i poprawiła rekord świata a tuż za nią 1:35:55 z rekordem życiowym przybiegł Pędziwiatr.
Szkoda czasu ! Po posiłku w miasto: Parc de la Ciutadela, Stadion Cam Nou (niestety mecz był w sobotę) zakupy w sklepie firmowym, powiem szczerze: nie stać na koszulkę.
Obiadokolacja w jednej z knajp typu płacisz i jesz do woli, mam wrażenie, że na nas nie zarobili było smacznie szczególnie grillowana wołowina i deser z owocami.
Wieczorna uczta przy lokalnym winie z pomarańczami, pychota.
Nie pamiętam kiedy zasnąłem.(ze zmęczenia).
W ostatni dzień mamy czas wolny do wieczora.
Mercat de la Boqueria – zakupy na targu na Rambla barwne stoiska owoców warzyw, rarytasów morza, a jakie smaczne! Ten tylko się dowie, kto kupi i spróbuje.
Spacer po porcie,(nie wiem dlaczego nie podstawili mi mojego jachtu ?) oceanarium warte każdych wydanych €, rekiny pływają nad głowami, spacer nad morzem i plażowanie na pożegnanie. Obiadokolacja w stylu japońskim, buteleczka wina i zbieramy się na lotnisko.
Start w Katalonii jest kolejnym etapem przygotowań do maratonu w Łodzi.
Polecam także do obejrzenia prezentację miasta z jego atrakcjami.
Henryk Dankiewicz