Łódź Maraton 2016 - relacja Edwarda
Urodzinowy Maraton
Jeszcze tydzień wcześniej przyjmowałem gości na przyjęciu z okazji swoich 60 urodzin a już w niedzielę 17 kwietnia 2016 roku pobiegłem urodzinowy maraton. Po raz pierwszy w nowej kategorii wiekowej M60. Był to też mój debiut w barwach zespołu MZUNGU UGALI.
Przygotowania do swojego dziewiątego maratonu rozpocząłem na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku, przebywając wspólnie z żoną w Sanatorium w Polanicy Zdrój. Ponad czteromiesięczny okres przygotowań zakończył się wraz z przekroczeniem linii mety DOZ Maratonu Łódź.
Pierwsza edycja Maratonu Łódź odbyła się 23 maja 2004 roku. Obecnie organizatorem imprezy jest Stowarzyszenie „Maraton Dbam o Zdrowie” oraz Urząd Miasta Łodzi. Miałem przyjemność uczestniczyć w rekordowej edycji, ponieważ 17 kwietnia 2016 roku Maraton w Łodzi ukończyło 1707 osób. Zwycięzcą został Abraw Misganaw z Etiopii, rocznik 1988 uzyskując czas 02:13:24
Tuż przed startem, który nastąpił o godzinie 9.00 temperatura wydawała się być sprzymierzeńcem maratończyków, osiągając około 10 stopni Celsjusza. Niestety później zaczęła wzrastać, by osiągnąć 17 stopni, i to z pewnością rzutowało na ostateczne wyniki. To był pierwszy upalny dzień tej wiosny.
W tym roku Organizatorzy wpadli na świetny pomysł, by start maratonu i biegu na 10 km odbył się w tym samym czasie, z tego samego miejsca, lecz z dwóch równoległych pasów i w przeciwnych kierunkach. Wyglądało to, jak gdyby dwa kolorowe pociągi ruszały z torów przy tym samym peronie.
Wyjątkowym bonusem dla uczestników maratonu był samochód Ford Ka, by stać się jego posiadaczem należało spełnić jeden tylko warunek. Otóż wystarczyło uzyskać w maratonie rezultat poniżej 2:09:30 dla mężczyzn oraz poniżej 02:28:30 dla pań. Nikomu nie udało się jednak spełnić tego warunku, ja także w głębi duszy marzyłem o tym …
Jaki zatem był ten mój urodzinowy Maraton ?
Otóż pierwsze 22 kilometry były po prostu cudowne, biegliśmy chyba przez najpiękniejszą część Łodzi i czuło się, że dla takich chwil warto jest żyć i biegać. Na 10 km zameldowałem się z czasem 00:48:39 a na półmetku miałem 01:41:49.
A potem, potem trochę zaczęło być już inaczej. W okolicach półmetka był nawrót i za chwilę rozpoczął się bardzo długi podbieg ulicą Wólczańską. To był newralgiczny moment biegu, to tam właśnie posypały się moje marzenia o poprawieniu życiówki, tu prysła czarująca dotąd atmosfera. Próbowałem trzymać jeszcze tempo, ale czułem, że muszę wkładać w to coraz więcej wysiłku. Pomiędzy 26 a 30 kilometrem, kiedy definitywnie wiedziałem , że nie ma już szans na dobry wynik musiałem zweryfikować swoje plany i taktykę, by w miarę w dobrym stanie dotrzeć do mety. Czując ogromne zmęczenie, ból stopy, widząc dookoła zmęczone, odwodnione postacie, słysząc sygnał karetki, zrozumiałem szybko, że nie ważna jest w tym momencie życiówka. Zapragnąłem dobiec do mety i poczuć na szyi swój maratoński medal.
Być może, ktoś z czytających powie, że źle rozłożyłem siły … być może, aczkolwiek w czasie rozmów z biegaczami już na mecie, o dziwo wszyscy potwierdzali, że tuż za półmetkiem wszystko się jakoś odmieniło. No cóż, każdy maraton jest inny i rządzi się swoimi prawami. W każdym bądź razie w drugiej części biegu, najbardziej oczekiwanym przeze mnie punktem trasy był punkt nawadniający. Stanowiło to doskonałą okazję do chwilowego odpoczynku, uzupełnienia płynów i polania się wodą.
Gdy wreszcie oczom ukazała się Atlas Arena, to znów wszystko pojaśniało .. gdy wbiegałem do Atlas Areny, myśli które kłębiły się w głowie kilkanaście minut wcześniej, że dość już biegania,, że to już mój ostatni maraton - cudownie zniknęły.
Te ostatnie kilkadziesiąt metrów trasy wynagradzały cały trud i męczarnię 42 km trasy. Wbiegało się do Atlas Areny , a tam ciemność .. Po obu stronach ciemność, czułeś i słyszałeś widownię, lecz jej nie widziałeś. Przed sobą widziałeś jedynie oświetlony czerwony chodnik i w oddali bramę z umykającym czasem ....META. Coś niesamowicie ekscytującego.
A za chwilę medal na szyi i radość, ból nóg, ogromne zmęczenie całego ciała i to uczucie dumy i satysfakcji z samego siebie. To jest właśnie magia maratonu.
W DOZ Maraton Łódź z PZU zająłem 493 miejsce na 1707 zawodników sklasyfikowanych, uzyskałem czas 03:41:40
Kilkumiesięczne przygotowania do maratonu, bieganie w deszczu, po śniegu i na mrozie, późnym wieczorem i wczesnym rankiem, w lesie i po asfalcie, rezygnacja z przyjemności płynnych tego świata – wszystko to nie poszło na marne. Wydaje mi się, że to właśnie te przygotowania są najważniejszą rzeczą w naszym bieganiu. To one kształtują nasz charakter, samozaparcie, dążenie do celu. To dzięki tym przygotowaniom stawiamy skuteczny opór lenistwu, nudzie i monotonii życia, dzięki nim możemy pokonywać swoje kolejne granice. Rekord życiowy, cóż każdy ma ten swój jedyny, ale to nie on przecież jest najważniejszy w tej zabawie. W latach 60-tych ubiegłego wieku, zespół Skaldowie śpiewał takie oto słowa: … „nie o to chodzi by złowić króliczka, ale by gonić go „.
Impreza w Łodzi znakomicie zorganizowana, z doskonałą pracą wolontariuszy na trasie i z głośnym dopingiem kibiców. Pamiątką jest piękny medal oraz …spalone czoło.
Edward Skowera, MZUNGU UGALI
Pozostali koledzy maratończycy z naszego regionu uzyskali następujące wyniki (kolejność alfabetyczna):
Andrejczuk Józef - 03:12:35
Gogol Marcin - 03:16:35
Karanos Tadeusz - 03:55:41
Kiełbaszewski Jarek - 03:42:43
Łupiński Robert - 03:22:06