29 Kwi 2015

Pomaratońskie przetarcie - relacja z XIV Biegu Ulicznego im. W.Kikolskiego w Łapach

 Bieg uliczny im. Waldemara Kikolskiego w Łapach to impreza cykliczna, mająca charakter szczególny, ponieważ poprzez wspólną rywalizację sportową integruje osoby zarówno w pełni sprawne, jak i posiadające rożny stopień niepełnosprawności. Tegoroczna, 14-sta już edycja biegu, doczekała się rekordowej frekwencji ok. 90 uczestników biegu głównego i zgromadziła na starcie m.in. takich zawodników jak: Michał Smalec (POL), Henadz Verkhavodkin (BLR), a nawet…….. Leszek Miller (SLD). Ten ostatni, zapominając jednak tego dnia regulaminowego stroju, musiał zadowolić się miejscem na trybunach stadionu miejskiego.

Jako, że idea i cele przyświecające tym zawodom są bliskie również nam, postanowiliśmy w tym roku zaszczycić organizatorów swoją obecnością, przybywając w następującym składzie: Łukasz Radziszewski (czyli ja), moja żona (czyli fotograf) oraz Krystian Kalinowski (czyli imprezowicz).
Trasa tegorocznego biegu liczyła wg informacji udzielonej przez organizatorów 5620m i w odróżnieniu od poprzednich edycji biegu, miała swój start i metę na stadionie miejskim.

Po przybyciu na miejsce, duże zaskoczenie wzbudził we mnie widok wielu klubowych koszulek kolegów reprezentujących „Pędziwiatr Białystok”. Na miejscu spotkaliśmy m.in.: Krzysztofa Leżankę, Andrzeja Zieniewicza, Janusza Sysułę, Jarka Biercia, Jarka Janiuka, Bożenkę Ostrowską, Pawła Prusa (tym razem z powodu kontuzji - w roli kibica), Kamila Al Ghazali i innych kolegów „po fachu”.  Po krótkim przywitaniu oraz załatwieniu formalności związanych z odbiorem numerów startowych i uiszczeniem opłaty (wyjątkowo niskiej, bo wynoszącej jedynie 20 zł), udaliśmy się z Krystianem przebrać, spotykając po drodze kolegów z klubu „KS Łomżanie”. Następnie przystąpiliśmy do rozgrzewki, zaczynając od truchtu, poprzez 3 „łagodne”, aczkolwiek powodujące dziwną ciszę na trybunach przebieżki, kończąc kilkuminutowym rozciąganiem.

Kolejnym punktem programu, zasługującym na podkreślenie, była prezentacja wszystkich zawodników biegu głównego, podczas której każdy biegacz wyczytany przez dyrektora zawodów, miał okazję „wylansować się” w świetle jupiterów i gromkich owacji, udając się na linię STARTU.

Kiedy już wszyscy zawodnicy ustawieni w ten sposób, oczekiwali na start, a speaker w dalszym ciągu witał i pozdrawiał przybyłe osobistości, niespodziewanie wystrzelił komuś „niechcący” pistolet i cały tłum biegaczy ostro ruszył z kopyta, pozostawiając za sobą tuman kurzu, unoszący się ponad żużlową nawierzchnią bieżni.

Mając jeszcze w nogach i pamięci niezbyt udany dla mnie Orlen Maraton, zacząłem bieg dosyć asekuracyjnie, nie dając ponieść się psychologii tłumu. W zasadzie od początku do końca biegłem w naturalnie uformowanej grupce, składającej się z kolegów biegaczy: Krzyśka Leżanki, Krzysztofa Raciborskiego, Jarka Janiuka i p. Tadeusza Dziekońskiego.  Utrzymując równe tempo, zbliżone do 4:00 min/km, mijaliśmy kolejnych biegaczy, którym chyba za bardzo udzieliły się emocje na starcie. W ten sposób szybko minął kilometr 1-szy, a potem 2-gi. Na kilometry nr 3 i 4 wydawało mi się, że trzeba było poczekać dłużej, aczkolwiek zegarek wypipczał międzyczasy odpowiednio: 4:00 i 3:57. Po 4-tym kilometrze przypomniały mi się te 3, wspomniane wcześniej „łagodne” przebieżki i kolega Krystiano, ale ten już dawno zniknął z zasięgu mojego wzroku. Był to również moment, w którym mocnego wiatru w żagle dostał kolega Krzysiek L., sporo odskakując od naszej grupki. W tym samym czasie ok. 4,5km jakaś pani zza płotu krzyknęła do nas, że już bliziutko i zostało jakieś 400 m. Oczywiście oszukała – trasa na nieszczęście – liczyła dokładnie tyle, ile zapowiadał organizator. Mimo wszystko, pozdrawiam Panią gorąco.

Na ok. 200m przed linią mety, już na samym stadionie, zdołałem poderwać się jeszcze do szybszego finiszu, po czym odbierając za linią mety, na „ostatnich nogach” medal, dyplom i torbę z „suwienirami” (kanapka domowej roboty, napój, gruszka i czekolada), udałem się na zasłużony odpoczynek – na trawkę, gdzie już czekał na mnie Krystiano.

Ostatecznie osiągnąłem satysfakcjonujący czas 22:17 (tempo 3:58/km) i 22-gą lokatę wśród mężczyzn w kat. open. Osiągnięcie Krystiana to czas 20:56 i 12-ta lokata (nie ma lipy!). Wygrał Michał Smalec z czasem 16:29, za nim był Henadz Verkhavodkin (16:44), a na trzecim miejscu uplasował się Boguś Andrzejuk (16:56). Duże gratulacje należą się koleżance Bożenie Ostrowskiej, która z Łap wróciła z pucharem, zajmując I-sze miejsce w swojej kategorii.
W ten oto sposób spędziliśmy sobotę 26 kwietnia, zaliczając kolejne dobre zawody oraz wywożąc z Łap dużo pozytywnych wrażeń.

Łukasz Radziszewski

Kontakt

ul. Grochowa 11/13
15-423 Białystok
tel.: 795 765 999