28 Paź 2014


"(…) A wszędzie po lesie stoją szałasy w rzędy, z dachem ułożonym z kory, opuszczonym do ziemi, a bokami wyplecionymi z jedliny. A przed szałasami ogniska i ponad niemi wiszą kociołki, z których po zgotowaniu jemy kaszę łyżkami z odpowiednio wyciętej i wygiętej kory (…)".

Taką relację z obozowiska powstańców, niedawno odkrytego w lasach nadleśnictwa Supraśl i Czarnej Białostockiej, można przeczytać w zapiskach Ignacego Aramowicza, uczestnika powstania styczniowego na tych terenach. Mając na celu m.in. upamiętnienie wspomnianych wydarzeń historycznych, klub biegowy Pędziwiatr Białystok wspólnie z Regionalną Dyrekcją lasów Państwowych oraz Gminą Supraśl, podjął inicjatywę pn. Bieg Szlakiem Powstania Styczniowego, a ja jako jego uczestnik, zachęcony namową kolegów, postanowiłem zdać relację z niniejszych zawodów.

Tym razem w podróż do Kopnej Góry udaliśmy się w 2-osobowym składzie, razem z kolegą Pawłem Korzeniewskim. W poczuciu klubowej odpowiedzialności za powodzenie imprezy, stawiliśmy się w biurze zawodów wcześniej, tj. kilka minut po godz. 9:00, aby najzwyczajniej pomóc w organizacji. Po dotarciu na miejsce, pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy, była piękna leśna polana, którą przykrywał jeszcze o tej porze biały szron. Nie wiem czy od początku taki był zamysł organizatorów, którzy starali się budować atmosferę podobną do tej w styczniu 1863 roku, ale dzień 28 października 2014 roku dał się przywitać słoneczną, aczkolwiek rześką pogodą, ponieważ tego ranka temperatura oscylowała w okolicach 0oC. Obok polany znajdowały się: utwardzony parking, wiata, stanowiąca późniejsze biuro zawodów, stylowe ławki, stoliki, grill oraz palenisko, czyli wszystko to, co czyniło to miejsce idealnym pod tego typu imprezę.


Po ciepłym przywitaniu się z załogą, uwijającą się jak w ukropie pod kierownictwem kolegi Jarka Chodynickiego, przystąpiliśmy do pracy. A tej okazało się w cale nie mało, ponieważ w ramach zabezpieczenia losu zawodników, należało wyłapać z lasu okoliczną dziką zwierzynę, z miejscowego materiału zbić podium i zorganizować wiele innych rzeczy, a wszystko to do godz. 11:00, o której to miał rozpocząć się start. Nam w obowiązku przydzielono rozstawianie banerów i żagli sponsorskich. W trakcie wykonywania naszego zadania, przypomniał mi się fragment z książki Jerzego Skarżyńskiego „Biegiem przez życie”, w którym autor udzielał rady, aby na trasie biegu być „skąpszym od najskąpszego Szkota” i nie przybijać żadnych piątek, czy wdawać się w niepotrzebne rozmowy, ponieważ takie straty energii odbiją się na końcowym etapie biegu. Nie wiem czy wybrałem odpowiedni moment, aby podzielić się tą refleksją z Pawłem, ponieważ ten w tym czasie walczył ze zmarzniętym gruntem, wpijając metalowe sztyce pod konstrukcję wsporczą żagli.


 Po wywiązaniu się z powierzonych nam zadań, dokonaliśmy odbioru pakietów startowych, a następnie po przebraniu się, przystąpiliśmy do rozgrzewki. Już podczas truchtu, za pomocą którego zwiedziliśmy 1km trasy, mieliśmy okazję zapoznać się z urokami dzisiejszej trasy. Początkowo leśna dróżka przypominała tą z Hajnowskiej Dwunastki, jednak im dalej w las….. tym więcej wzniesień. Nie znam etymologii nazwy Kopna Góra, jednak zalegający na dłuższych odcinkach podbiegów grząski piach, świetnie będzie mi się z nią kojarzył. Dodatkowego uroku trasie dodawało w tym dniu słońce, które odbijało się od płynącego równolegle strumyka.

Po powrocie z lasu i zakończeniu pierwszej części rozgrzewki, mieliśmy zaszczyt dołączyć do tej oficjalnej, przygotowanej dla wszystkich zawodników, a poprowadzonej przez Agnieszkę Dąbrowską, trenerkę zajęć Biegam Bo Lubię w Białymstoku.


Tak przygotowany do biegu, miałem zamiar udać się na linię startu, kiedy to moim oczom ukazał się niezwykły widok przyjaciela Krystiana, który specjalnie przyjechał na rowerze, aby towarzyszyć mi w tym treningu. Taki bowiem charakter miały mieć dla mnie dzisiejsze zawody. Kiedy już wszyscy ustawieni byli na linii startu, a dyrektor zawodów Krzysiek Skowera rozładowywał atmosferę, przeprowadzając krótkie wywiady z każdym zawodnikiem stojącym w pierwszej linii, zauważyłem, że Krystian chce mi coś przekazać, szukając mnie wzrokiem. Wówczas machnąłem mu ręką, a on dostrzegając mnie wśród 92 osobowego tłumu, stwierdził: „Nikogo nie ma. Możesz cisnąć!”.


 Ja jednak starałem się za wszelką cenę trzymać przyjętych założeń. Dlatego też, od samego startu, poprzedzonego zwyczajowym odliczaniem, skupiłem się na trzymaniu stosunkowo niskiego tempa 4:12-4:15/km, dającego mi lokatę dopiero w 3 dziesiątce! W tym czasie wokół mnie uformowała się fajna grupka, złożona z klubowych kolegów: Piotrka Pełszyka, Maćka Kamińskiego i wspomnianego wcześniej Pawła Korzeniewskiego. Taka sytuacja trwała do ok. 2km, kiedy to zaczął się większy zbieg, a Krystian twierdząc, że to szaleństwo zaczyna się kończyć bo wszyscy z przodu powoli wymiękają, zachęcił mnie do podkręcenia tempa. Tak więc zrobiłem, zostawiając za sobą wspomnianą grupkę i skupiłem się na stopniowym wyprzedzaniu kolejnych zawodników. W taki sposób dotarłem ok. 4km do Tomka Bałdana, który w ostatnim czasie stanowi stały punkt odniesienia w moich startach. Podkręcając ciągle tempo, mijałem kolejnych zawodników, aż dotarłem do nawrotki na 5km. Tutaj podziękowałem wolontariuszom za oferowane napoje, dochodząc do wniosku, że walka z zakręconą fabrycznie butelką może przynieść więcej szkody niż pożytku. Biegnąc dalej, wyprzedziłem kolejno 7 i 6 zawodnika.

W tym miejscu chciałbym chwilę poświęcić wszystkim osobom, zwłaszcza klubowym koleżankom i kolegom, którzy mijani z naprzeciwka, dopingowali mnie do jeszcze szybszego biegu, czy to zwyczajowym „Brawo, dajesz!”, czy zwykłym uniesieniem dłoni albo uśmiechem. Wszystkie te gesty mają znaczenie! I nawet kiedy mamy z Krystianem „posępne miny” i lecimy tępo zapatrzeni przed siebie, to takie rzeczy się widzi, słyszy i rejestruje.

Biegnąc dalej minąłem podmęczonego Juelka Bema, który chwilę wcześniej musiał stoczyć ciężką walkę z najszybszą kobietą biegu – Katarzyną Rutkowską. W tym momencie wiedziałem już, że będzie dobrze, bo mijał 7km, a ja w dalszym ciągu czułem spory zapas sił. Biegnąc tak chwilę za aktualną Mistrzynią Polski (na 5km), zapytałem Krystiana jak wygląda sytuacja z tyłu, na co dostałem następującą odpowiedź: „Dobrze, tylko daj teraz zmianę i przyśpiesz trochę”. Zrobiłem jak chciał, z tym, że trochę za bardzo szarpnąłem tempem i ze zmiany zrobiła się niechcący ucieczka. 8 i 9km biegu to obraz Arka Ostaszewskiego, utrzymującego ok. 100m przewagę nade mną. Za nim nie było już nic, a za tą nicością Andrzej Leończuk szykujący się do przekroczenia mety. Ostatni kilometr, jak to zwykle bywa, nie należał już do najprzyjemniejszych. Nie wiem czy to efekt grząskich i trudnych podbiegów, czy średniego tempa 3:35/km, ale mimo ciągłej mobilizacji ze strony Krystiana do kolejnego ataku, nic więcej nie dało się zrobić.

Finisz tego biegu na pewno na długo zostanie w mej pamięci, bo gdy tylko kibice zobaczyli Krystiana i pierwszego zawodnika w zielonej koszulce zmierzającego do mety, to podniosła się taka wrzawa, że jedyną mądrą rzeczą, która przyszła mi do głowy, w odpowiedzi na ten aplauz, było tylko przyśpieszenie!  


 Ostatecznie wpadłem na metę z czasem 38:54, jako trzeci zawodnik, za Arkiem Ostaszewskim (38:23) i Andrzejem Leończukiem (36:16). Wśród pań najlepszą okazała się Katarzyna Rutkowska (39:26) przed Elizą Ostaszewską (45:28) i Joanną Grochowską (46:05).  
Później było już tylko coraz lepiej. Za metą zostałem odznaczony, jak każdy uczestnik, oryginalnym medalem na wzór wojskowego nieśmiertelnika, a następnie po odebraniu dziesiątek gratulacji, udałem się do bufetu, gdzie serwowano następujące menu:
1.    Przystawka: wykwintny wywar z roślin strączkowych, zwany fasolówką.
2.    Danie główne: kartacz staropolski okraszony smażoną cebulką, w asyście kiszonej kapusty.
3.    Deser: pieczeń wieprzowa z ogniska, w formie kiełbaski z dodatkami.

 Po wstępnym uzupełnieniu węglowodanów, nastąpiła chwila dekoracji najlepszych zawodników i zawodniczek biegu, poprzedzona słowem wstępnym Krzysia Skowery.

Warto zaznaczyć, że zwycięzca biegu otrzymał w nagrodę m.in. karnet na zajęcia Kettlebells, zaś pozostali zawodnicy bony pieniężne do zrealizowania w restauracji Quicker. Panie zaś zostały uhonorowane m.in. karnetami wstępu do klubu Fitness Fenix. Ponadto organizatorzy przewidzieli nagrody również dla 10 ostatnich zawodników biegu, w postaci kuponów rabatowych do zrealizowania w Szaszłykarni.


 Po dekoracjach, głos zabrał Burmistrz Supraśla, który wygłosił krótki wykład traktujący o historii i przebiegu walk powstańczych, a następnie przeszliśmy do części nieoficjalnej przy ognisku, gdzie przy akompaniamencie akordeonu można było pośpiewać pieśni patriotyczne.


Podsumowując, chciałbym podziękować wszystkim osobom biorącym udział w organizacji tej imprezy, wolontariuszom, ekipie rowerowej GSR pilotującej zawodników, zawodnikom, fotografom, kibicom, etc., mając nadzieję, że tak fajne zawody wpiszą się na stałe w kalendarz startów.

 Pędziwiatr, Łukasz Radziszewski

   

Kontakt

ul. Grochowa 11/13
15-423 Białystok
tel.: 795 765 999