07 Paź 2014

'Biegnę, a w mojej głowie… - czyli relacja z V Hajnowskiej Dwunastki'.

Hajnowska dwunastka to bieg, od którego w tym roku zacząłem planowanie terminarza startów. Zawody te charakteryzują się urokliwą, przełajową trasą po ścieżkach Puszczy Białowieskiej oraz słyną z perfekcyjnej imprezy integracyjnej, dzięki której zostały okrzyknięte przez moją żonę „najlepszymi zawodami biegowymi na Podlasiu”. Mając w pamięci miłe wspomnienia z poprzedniej edycji, wyruszyliśmy skoro świt, tj. kilka minut po 10:00, w starym sprawdzonym składzie, czyli: ja, moja żona Gosia (fotograf i kierowca na ½ etatu) i kolega Imprezowicz, znany także w szerszym kręgu jako Julian, a właściwie Krystian Kalinowski.

Sama podróż do Hajnówki minęła szybko, ponieważ wraz z końcem odpowiedzi udzielonej przez Krystiana na pytanie „Co u Ciebie słychać?”, dojechaliśmy na parking zlokalizowany na terenie Nadleśnictwa Hajnówka – Kolejki Leśne. Stamtąd pierwsze kroki poczyniliśmy do miejsca wydawania numerów startowych, gdzie zaskoczyła nas spora kolejka biegaczy. W trakcie oczekiwania na swoją kolej, urozmaiconego ciągłym witaniem się z sukcesywnie przybywającymi znajomymi, w pewnym momencie, uwagę wszystkich przykuła ok. 7 osobowa grupka zawodników w ciemnych dresach z reklamówkami opatrzonymi cyrylicą. Chwilę później dowiedzieliśmy się, że tegoroczny bieg realizowany jest w ramach projektu „Aktywnie na sportowo w regionie Puszczy Białowieskiej”, współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej w ramach Programu Współpracy Transgranicznej Polska-Białoruś–Ukraina 2007 – 2013, o czym informował napis pod każdym numerem startowym. Po oswojeniu się z zaistniałą sytuacją i krótkiej weryfikacji naszych „medalowych szans”, w niezmiennie dobrych humorach, udaliśmy się do szatni zorganizowanych w wagonach leśnej kolejki.

Następnie przystąpiliśmy do krótkiej rozgrzewki, podczas której dołączył do nas kolega Michał Szewczyk. Po zakończeniu przemówień organizatorów i pozostałych dygnitarzy oraz jednocześnie naszego rozciągania, zajęliśmy miejsca na linii startu, skąd po chwili oczekiwania i zwyczajowym odliczaniu, starter dał sygnał do rozpoczęcia biegu.

No i ruszyliśmy, początkowo po łące nierówno usianej kępami trawy. Biegnę, a w mojej głowie pierwsza myśl: „dlaczego jest tak wolno?”. Mijamy pierwsze 300m, wbiegając do lasu, ciągle utrzymując dystans ok. 10m do elity. Ciągle wolno (tak mi się wydawało), ale teraz, w związku ze zwężeniem ścieżki, stawka ulega rozciągnięciu i zaczynają naturalnie formować się grupy zawodników. Ja z Krystianem „trafiliśmy” w towarzystwo Marcinów: Gogola i Zaleskiego, wspomnianego wcześniej Michała oraz zawodników z Białorusi. Około pierwszego km wyraźnie wychodzimy na czoło grupy i podkręcamy tempo do ok. 3:50/km, zostawiając kolegów za plecami. Między 2 a 3 km to samo robią z nami „koledzy” z Białorusi, którzy rozkręcają się z każdym kolejnym kilometrem.

Lecimy równo z Krystianem ramię w ramię. W pewnym momencie Krystian rzuca do mnie: „O dziwo twoje podium jest blisko”. Pomyślałem: „Rzeczywiście, za jakieś 8km”. Mijamy tabliczkę oznaczającą 4 km, a w mojej głowie pojawia się pierwszy kryzys – wcześnie!. Wtedy przypomniałem sobie jak rozmawialiśmy jeszcze w drodze, żeby nie przesadzić z tempem na początku, bo jak w połowie biegu będziemy umierać to o dalszej przyjemności z biegania można będzie zapomnieć. Właśnie kończyłem układać sobie w myślach przemówienie pt. „Co myślę nt. tempa narzuconego przez Krystiana na pierwszych kilometrach Hajnowskiej Dwunastki”, kiedy ten wskakuje za mnie, łapiąc plecy. Pomyślałem wtedy: „Do czego to doszło? - w końcu zaczynam dawać zmiany”. Nie sądziłem jednak wtedy, że będzie to zmiana jednorazowa. No trudno, zapominam o biegu i wierzę, że do wodopoju na 6km jakoś dociągnę, a potem „co będzie to będzie”.

Dociągnąłem, w miarę równym tempem…. i w tym miejscu należą się pozdrowienia dla wolontariuszki, od której z taką gracją przejąłem kubek, że 2/3 jego zawartości wylądowało na niej. No cóż, bywa i tak, zwolniłem trochę, skupiając się na tym, żeby dobrze przyswoić to co jeszcze zostało i spojrzałem przed siebie żeby ogarnąć sytuację. Zobaczyłem, że 2 zawodników jest w zasięgu 100m. Wtedy rozpocząłem pogoń, ostatecznie doganiając ich za zakrętem, na najdłuższym podbiegu przed 7km.

Biegnę, a w mojej głowie kolejna myśl. Tym razem przypomniałem sobie jak kilka dni temu czytałem tekst dotyczący przetrwania biegowych kryzysów. Pomyślałem wtedy spróbuję rady autora i rzuciłem do siebie w myślach: „Jest bardzo lekko, wręcz lajtowo. Dopiero zaczynam ten bieg”. Nie spodziewałem się tego, ale pomogło. Złapałem tzw. drugi oddech i zacząłem przyspieszać, na tyle że gdy niechcący nadepnąłem rywalowi na piętę, zdecydowałem się przeskoczyć na sąsiedni tor. Kiedy zrównałem się z „liderem”, udzieliłem mu spokojnie informacji nt. czasu i kilometrażu, a chwilę później wiozłem już obu zawodników na moim torze. Pomyślałem: „Znowu współpraca, nieźle”. Ale zaraz za 8km zaczął się spory zbieg, a w niedalekiej perspektywie pojawił się Tomek Bałdan. Pomyślałem, że nie mam co czekać na zmianę i zdecydowałem się mocniej szarpnąć. Przy tej okazji doceniłem jaką rolę w moim planie treningowym odegrały szybkie zbiegi.

Około 9km złapałem plecy Tomka, a gdy ten poczuł mój oddech na plecach, obejrzał się, przeskoczył na prawy tor i zachęcił abym jechał dalej. Ja jednak musiałem wyrównać nieco oddech. W taki sposób podbiegliśmy razem około 500m, gdy znowu coś przyszło mi do głowy. Tym razem trener Paweł i jego niedawny post dotyczący zdecydowanego ataku. Postanowiłem więc przyśpieszyć. Na 10km sprawdzam czas i widzę 38:44, a w mojej głowie nowa myśl „Życiówka! - Dlaczego to nie jest atestowany bieg na 10km?!”. Pozostałe 2 kilometry pokonałem mając ciągle w zasięgu wzroku kolejnego zawodnika (z Białorusi), jednak już bez sił do kolejnego ataku, a szkoda bo później okazało się, że to było moje 3 m-ce w kategorii.

Na ostatnich 200m przed metą przypomniałem sobie, żeby spełnić życzenie Gosi i podnieść na mecie ręce w geście tryumfu, aby mogła zrobić fajne zdjęcie. W sumie zadowolony byłem z biegu więc tak zrobiłem, czym wzbudziłem aplauz zgromadzonych kibiców. Po przekroczeniu mety zerkam na zegarek – 45:33 – ufff. Gratulacjom i uściskom myślałem, że nie będzie końca. Chwilę później metę przekroczył Krystian, z którym zrobiliśmy po kubeczku, wspólna fota i roztruchtanie.

Kolejna część imprezy to basen, na który zawiózł nas podstawiony autobus komunikacji miejskiej. Tutaj o dziwo szybszy okazał się Krystian, bo za spóźnienie ponad gratisowe 30min, naliczono mu 40gr dopłaty, a mi aż 60gr.

Kiedy wróciliśmy z basenu i zobaczyliśmy listę wyników, nastąpiło kolejne zaskoczenie. Okazało się bowiem, że zająłem 2 m-ce w kategorii wiekowej. Moja radość nie trwała jednak długo, ponieważ ostatecznie organizator zdecydował, że miejsca w kategoriach open i wiekowych będą się dublowały. Podsumowując, osiągnąłem czas 45:33 (tempo 3:48/km), co dało 9-tą lokatę w kat. open i 4-tą w kat. wiekowej. Wygrał, podobnie jak w zeszłej edycji, Paweł Grygo z czasem 42:03, który oprócz najwyższej klasy biegowej, musiał wykazać się nieprzeciętnymi umiejętnościami akrobatycznymi, podczas części nieoficjalnej. Wśród pań najlepszą okazała się Marta Zajkowska z czasem 54:00.

Na duże uznanie i szacunek zasługuje postawa naszego klubowego kolegi Krzyśka Tyburczego, który poświęcił swoje zawody niosąc pomoc innemu zawodnikowi.

Ostatnim punktem programu była wyżej wspomniana impreza integracyjna, podczas której organizator uraczył wszystkich ciepłym bigosem, trunkami oraz dodatkowymi atrakcjami, m.in. losowaniem nagród. Można też było spróbować pieczonego dzika, upiec kiełbaski przy ognisku oraz pobawić się przy akompaniamencie lokalnego zespołu, aż do późnych godzin wieczornych.

Kolejne zawody uznaję zatem za udane i godne wszystkim polecenia!

PS. Po biegu pytam żonę:

- „Pokażesz mi tą fotkę z mety?”.

- „Nie zdążyłam wyjąć aparatu. Myślałam, że pierwszy przybiegnie Krystian”.

Pędziwiatr, Łukasz Radziszewski

Kontakt

ul. Grochowa 11/13
15-423 Białystok
tel.: 795 765 999